Wykazywanie się wenem twórczym jest stosunkowo złym pomysłem przy następującym stanie rzeczy: noc, koniec wolnego, noc, dorzućmy jeszcze masę roboty następnego ranka, czy wspominałam o nocy? Zaczyna robić się uroczo. Zatkany nos, bolący brzuch (mmm ptasie mleczko, tylko po jaką cholerę CAŁE opakowanie?), oraz głowę (tak, boląca, ale dunno why) resztki myślenia znalazły gdzieś pośród stert raportów od mózgu. Wen przychodzi w najbardziej nieoczekiwanych chwilach, ale dyskutować nie ma komu. Objawia się on jednak przeważnie wyłącznie szczerymi chęciami, niekoniecznie pomysłem. Błąd, pomysł jest (przecież można wreszcie coś napisać, yay!), gorzej z tematem, myślą przewodnią, wątkiem głównym. Najprawdopodobniej zostanie zapisany pierwszy jako tako sensowny pomysł, niekoniecznie pociągnięty zostanie dalej. Albo i zostanie, za jakieś milion lat.
Nigdy nie wiem, od czego zacząć, och, jakież to smutne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz